środa, 22 marca 2017

Dlaczego wiara jest moją siłą ?

Witajcie !

       Dzisiejszy post jest dla mnie niezwykle ważny.Będzie dotyczył on mojej wiary.Nigdy się jej nie wstydziłam, bo jest moją siłą. Wierzę, a to czyni moje życie bardziej wartościowym. Każda z chwil mego życia taka jest. W każdym źle, które mnie spotyka dopatruję się dobra.Mam w sobie nadzieję. Choć miewam chwile zwątpienia, ciągle wracam myślami do momentów w których czułam szczególną obecność Boga i Jego łaskę. Jestem ufnym człowiekiem i być może dlatego tak łatwo Mu zaufałam. Nawet w najgorszych problemach, wierzyłam, że wszystko się ułoży. Wierzyłam i miałam nadzieję. Tych problemów już nie ma. Wiem, że jeszcze nie raz, spotka mnie coś przykrego, ale się tego nie boję, bo nie jestem sama, poradzę sobie. :)

      Wiara ma naprawdę wielką moc. Dodaje mi pewności siebie,czuję,że jest ktoś kto mnie kocha, kto nade mną czuwa. Wcale nie potrzebuję fizycznej postaci, to by było zbyt proste. W wierze chodzi właśnie o trudy, o przeszkody, o tę ufność, która pozwala Nam przez to przejść. Co to by była za wiara, gdyby wszystko było takie oczywiste ? Nie sztuką jest wierzyć w coś co jest powszechnie znane, przez każdego rozumiane i widziane, wierzyć to przywilej dla nielicznych. To umieć odnaleźć znaki i sygnały niewidoczne dla innych. Nigdy nie próbowałam nikogo przekonać do wiary i nie będę tego robić. Sądzę, że wiara to kwestia dojrzałości i duchowej gotowości. Albo się ,,to'' czuje albo nie. Nic na siłę.

      Wiara ubogaca moje życie, sprawia, że niejednokrotnie rezygnuję z pewnych rzeczy, wiedząc, że są złe. To świetny sposób na ćwiczenie samokontroli. Nawet, gdy ktoś mnie rani, próbuję tej osobie wybaczyć. Nie pozwolę się więcej źle traktować, ale staram się nie chować urazy. To nigdy nie prowadzi do niczego dobrego.

        Chciałabym powiedzieć wszystkim tym, którzy kiedykolwiek mnie zranili, że już mnie to nie boli. Wiem, że ranią ludzie słabi, tacy którzy nie do końca potrafią zapanować nad swoimi instynktami, słowami, przez co wyładowują swoją frustrację na innych albo po prostu wyczuwają zbyt dobre serce w drugiej osobie i nadużywają tej dobroci. To koniec. Nigdy więcej nie dam się nikomu wykorzystać. Wierzyć w Boga to zarazem wierzyć w siebie. To umiejętność szanowania swojej osoby, a gdy szanujemy siebie to łatwiej Nam szanować innych. Życie każdego z Nas,to ciągła wędrówka ku samodoskonaleniu. Spróbujmy zacząć od siebie, a nie krytykować wszystkich w koło. Trzeba zrozumieć jedną rzecz, życie jest nasze, tylko jedno, nikt go za Nas nie przeżyje. Nikomu nie wolno, więc w nie ingerować.

       Ktoś może pomyśleć, że jestem jakaś nawiedzona, co ja w ogóle bredzę. Ja doskonale wiem, co mówię, wiem czego chcę, od życia, od ludzi. Mam jasno określone cele. Niech głupio będzie ludziom, którzy nie potrafią kontrolować swojego życia, a próbują wpłynąć na życie innych.

        Dzisiejsza refleksja nasunęła mi się w związku z  ważnym dla mnie dniem. Bardzo chciałam iść na bal magisterski. Już na pierwszym roku oglądałam zdjęcia, starszych roczników i wiedziałam, że chcę coś takiego przeżyć. Było podane kilka terminów balu, w tym dni w trakcie Wielkiego Postu. Jako osoba wierząca, od razu spostrzegłam ten fakt, w przeciwieństwie do niektórych. Zasugerowałam, że może warto zwrócić na to uwagę i rozważyć terminy, poza Postem. Niestety, argument odnośnie tego, że dzięki wcześniejszemu balowi, będzie można szybciej pojechać do domu, przed weekendem majowym, rozłożył mnie na łopatki. Serio, ludzie, jesteście takimi egoistami? Rozumiem, nie każdy wierzy, inni traktują wiarę wybiórczo ( prezentami ze Świąt każdy się chwali, a jak trzeba dać coś od siebie i czegoś się wyrzec, to nie ma chętnych), ale prawda jest taka, że w zasadzie już na starcie, moje stanowisko, było spisane na straty. Nie ukrywam, że było mi okropnie przykro.Nie dlatego, że nie przyjęto terminu po Świętach, tylko dlatego, że wiara już praktycznie nie liczy się dla młodych ludzi. Prawie wszyscy, chodzą ,,w domu'' do kościoła razem z rodziną, a w Szczytnie kompletnie się zatracają. To trochę taka hipokryzja, ale nie mi to oceniać.Wiem, że były też osoby, który nie czuły, tej umiejętności siły przebicia. Przystały na wybrany termin, z wygody. Nie mam nikomu niczego za złe. Po prostu czułam ogromny smutek, bo musiałam wybrać pomiędzy własnymi przekonaniami, a po prostu dobrą zabawą. Początkowo zarzekałam się, że nie pójdę. Byłam tego pewna na 100 %. Tak czułam. Z czasem zaczęło się powątpiewanie. Zastanawiałam się, czy to kuszenie, czy po prostu mój rozum i serce, zaczęły odczuwać to pragnienie. Zupełnie samoistnie.
   
       Wczoraj odbyłam bardzo wartościową rozmowę z moją przyjaciółką Elą. Uzmysłowiła mi, że nie mogę oszukiwać samej siebie. Dodała mi otuchy i pewności siebie, by zmierzyć się z dylematami, które mnie zadręczały. Porozmawiałam dziś z księdzem. Bardzo mądrym życiowo, trzeźwo myślącym ks. Piotrem. Jest to nie tylko ksiądz, ale przede wszystkim człowiek. Pozwolił mi zrozumieć, że Bóg chce aby podczas Postu, każdy dzień stawał się jeszcze lepszy. Żeby nabrał jakości. Nie był jałowy. Zaproponował, że jeśli zdecyduję się na bal, (wręcz powiedział, że uważa, że powinnam pójść),  muszę wybrać jeden dzień i jakoś wyjątkowo poświęcić go Bogu. Poprzez  szczególną modlitwę, wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych itp. Chodziło o to, by tak jakby zrekompensować Bogu i samej sobie, dzień balu, w trakcie którego idea Postu będzie zachwiana. Postanowiłam,że pójdę i mam nadzieję, że moja postawa, nie zniechęci nikogo, że nikt nie pomyśli, myślałem/am, że laska ma jaja, że potrafi wytrwać przy swoim,że może jednak ta wiara jest coś warta. Zastanówcie się jakim trzeba być silnym, by umieć obnażyć się ze swoich słabości, umieć o nich mówić.Co prawda z drżącym głosem i ze łzami w oczach,ale jednak...i wcale nie prosiłam o zapewnienie, że Bóg mi wybaczy...nie o to mi chodziło. Chciałam czuć, że mimo, że robię coś wbrew Jemu i trochę sobie, jestem w stanie to ,,odpracować''. Ktoś kto nie wierzy, nie ma pojęcia, przez co przechodziłam. Żal mi ludzi, którzy nie potrafią znaleźć w życiu czegoś naprawdę wyjątkowego, czegoś co kreuje Nasze życie.

         Dziś życzę Wam przede wszystkim odwagi, ufności, dojrzałości i zrozumienia, że tak jak mówiłam, wiara to przywilej. Mamy możliwości, a z nich nie korzystamy. Kiedyś i dziś, ludzie ginęli i giną za wiarę. Za to by móc się modlić, chwalić swego Pana. Chciałabym abyście dokonywali słusznych wyborów. Żeby Wasze czyny nie raniły innych ludzi, bo raniąc bliźniego,ranimy też swoje serce i serce Pana Boga.


         Na zakończenie dodam jeszcze, że dla mnie to oczywistość, że to co w życiu mam zawdzięczam Bogu. Tego będę się trzymać. Dziękuję Mu jak najczęściej mogę, za bliskie mi osoby. Bo modlitwa za kogoś ma jeszcze większą moc. Życzę Wam, żeby się za Was modlono, bo to by oznaczało, że dla kogoś jesteście naprawdę wyjątkowi, a przecież o to, w życiu chodzi.Być wyjątkowym, kochanym i dawać to samo. Postarajcie się mnie nie oceniać, spróbujcie zrozumieć.

Dobranoc




Tutaj moja ulubiona pieśń, która potrafi mnie uspokoić, nawet w największych nerwach i ukoić w smutku.

Nic nie musisz mówi nic...


A to mój prezent od Tatusia :) 


niedziela, 19 marca 2017

Moje ulubione filtry na Snapchacie ^^

Czeeeść !

        Zdaję sobie sprawę, że sporo osób, uważa Snapchat'a za kompletnie zbędną i bezsensowną aplikację. Ja tak nie uważam i dość często jej używam. Codziennie, razem z Iwonką sprawdzamy nowe filtry i pstrykamy szalone foty :P Hahaha.

        Niejednokrotnie, gdy złapie mnie smuteczek, lubię popatrzeć na Nasze głupkowate buźki, wyglądające jak małpki, psy lub starsze Panie ;0 Pokażę Wam moje ulubione foteczki :) Niektóre, filtry to niezły sztos ^^








sobota, 18 marca 2017

Czym dla mnie jest miłość?

Cześć po raz kolejny ! :)

         Coś mi się wydaje, że kiedyś już był podobny post, ale jak wiadomo, ludzie się zmieniają, ja również, więc zapewne, coś tam jest  inaczej.

          Dzisiejsza refleksja przyszła nagle, jak większość moich natchnień. W dzisiejszym dniu, moja Iwonka, obchodzi piątą rocznicę związku, a już za troszkę ponad rok, zostanie żoną. Dla kogoś 5 lat to mało, dla innej osoby dużo. Zważywszy jednak na to, że studiujemy, a ich dzielą setki kilometrów, dla mnie to wyjątkowy związek. Tylko pozazdrościć wytrwałości, zaufania i ciągle pielęgnowanej relacji. Gdy myślę o tych wszystkich związkach na studiach i sposób w jaki dane osoby względem siebie postępują, to tracę powoli nadzieję, na udany związek. ;/ No nieważne.Wciąż ciężko mi w to uwierzyć, bo od pierwszego roku traktuję Iwonkę jak moją małą córeczkę i chociaż czasem się nie zgadzamy i mamy inne poglądy, to bardzo się ze sobą zżyłyśmy. Rozumiem tatę Iwony, który dość często dzwoni i pyta co tam u Jego Maluśkiej. Pewnie też będę tak dzwonić i tęsknić.

          Po dogłębnej analizie stwierdzam, że miłość to na pewno nie jest uczucie. Warto się zastanowić...mam wrażenie, że kogoś kocham...i nie czuję tylko kłucia w sercu, przypływu gorąca albo czegoś tam. Przecież miota nami wtedy mnóstwo odczuć na raz. Gdyby to było uczucie, czy ludzie zastanawiali by się, czy to to ? Przecież teoretycznie potrafimy określić, przynajmniej mniej więcej co czujemy. Zatem moim zdaniem, miłość to nic innego, jak relacja na którą składa się mnóstwo odczuć, emocji i zdarzeń.Miłość powinna być równoważna ze związkiem. Śmiesznie by brzmiało : ,,jestem w miłości'' a nie ,,jestem w związku'. To w takim razie co oznacza kochać ? Również nie chodzi o motylki w brzuszku, szybszy oddech itd. Kochać to umieć wybaczać,(w granicach rozsądku, zdrad nie wybaczamy,bo kto kocha,nie zdradza), dawać całe swoje dobro tej wyjątkowej osobie, wspierać ją w trudnych chwilach, cieszyć się z radosnych. Kochać to ogromna odwaga i dojrzałość, bo niekiedy nasze kochanie może, być niezrozumiałe dla całej reszty. Wówczas należy pozostać wiernym samemu sobie, swoim uczuciom, przekonaniom. Wiadomo...bywa i tak, że druga połówka nie jest tak cudowna jak by się Nam wydawało. Dostajemy różnego typu informacje od rodziny, czy znajomych na temat tej osoby i kompletnie nie możemy w nie uwierzyć. Opcje są dwie, albo to prawda albo nie. Wtedy niezbędna jest szczera rozmowa, bardziej wnikliwa analiza wypowiedzianych słów.Grunt, to nie postępować pochopnie. Raz utracone zaufanie bardzo trudno odzyskać.Czasem dobrze jest się zastanowić, czy kilka chwil uniesień jest warte jego utraty.

      Co więcej ? Kochać, to wkładać całe serce w przygotowane potrawy, w wyprasowane koszule, w buziaka dawanego na przywitanie i   tego na pożegnanie. Tak pięknie jest móc kochać, a jeszcze piękniej być kochanym. Oddawać się całemu, godzić się z własnymi kompleksami, bo przecież ktoś Nas kocha mimo ich istnienia...bo przecież My też tak kochamy. Na tym polega miłość. Na akceptacji wad i słabości, na umiejętności ich usuwania (o ile ukochana osoba, chce tego),a także na wspieraniu się :)

        Wiem coś o tym, bo idealnym przykładem są moi rodzice.Mama ma ciężki charakterek i niekiedy daje tacie popalić. Mimo to, kochają się i tolerują te wszystkie ,,incydenty''. Co z tatą ? Czy każda kobieta zgodziłaby się na wyjazdy na obozy sportowe, gdy w domu małe dzieci, na zawody na drugi koniec świata, tak bez Niej ? No nie każda.  Mama zostawała z Nami sama i świetnie sobie radziła. Teraz, gdy już jesteśmy dorośli, podróżuje razem z tatą i wspiera Go na biegowej ścieżce ! :) A wygląd ? Mój tatuś jest mega szczupły, bo wiadomo, bardzo dużo biega.  Mamusia często  się śmieje, że ,,nie ma za co złapać'' i ludzie pewnie myślą, że nie daje Mu jeść  :D Haha :P O takiej miłości marzę. Nie za coś, a pomimo czegoś. Bo to jest istota miłości.





Dużo miłości ! :)



Cześć ! :)

      Przepraszam, że tak się ociągam z pisaniem, ale mam za sobą kilka prawie nieprzespanych nocy i ciężkich treningów. Mój mózg nie może wejść w prawidłowe obroty.

        Muszę się pochwalić. W czwartek po raz pierwszy, byłam na crossficie ! Zajęcia się prowadzone, na terenie mojej uczelni. Nie ukrywam, że konkretnie się zmęczyłam.Taki trening mimo, że zabiera mnóstwo sił, zarazem nakręca i daje porządny zastrzyk endorfin. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym, będzie coraz lepiej :) Już nie pamiętam, czy wspominałam, ale planuję we wrześniu, uczestniczyć w szkoleniu NSR, a później próbować sił w wojsku. Marzę o świetnej formie, dlatego tak ciężko pracuję, by osiągnąć swój cel. Niestety momentami czuję, że się wypalam. Może macie jakieś pomysły na motywację? Oglądanie zdjęć super lasek nie pomaga :( :D 

       Z powodu braku weny, nie potrafię napisać nic konstruktywnego, a nie chcę Was zanudzać głupotami. Postanowiłam zamieścić ankietę nt. mojego bloga. Potrzebuję Waszych opinii, by móc dalej pisać. Tymczasem załączam linka do mojego starego bloga z czasów gim. Byłam taka śmieszna, że po latach aż mi troszkę siebie żal, ale nie da się ukryć, że zawsze lubiłam pisać :)










Trzymajcie się ! :D Zachęcam do wypełniania ankiety.Jest anonimowa, a bardzo mi zależy na Waszej opinii, by móc się rozwijać na blogu, a nie stać w miejscu :D

środa, 15 marca 2017

Dlaczego cieszę się, że nie jestem jedynaczką ? :)

Hej ! :)

      W dzisiejszym poście odniosę się do radości z posiadania rodzeństwa :) W moim  przypadku, jednego brata - Denisa :)
     
       Między Nami bywało różnie, jak w każdym rodzeństwie. Czasem się biliśmy, czasem bawiliśmy, a innym razem wspólnie wychodziliśmy z opałów ^^ Nie ukrywam, że prawie zawsze to ja, namawiałam Go do moich jakże genialnych pomysłów. Nie raz, ,,odwaliliśmy niezłą manianę''.

      Gdy Denis był jeszcze bardzo mały, lubiłam Go nosić na rękach. On był małym, krąglutkim blondaskiem z loczkami, któremu zbytnio nie chciało się szaleć. wykorzystywałam, więc Jego bierność. Moją ulubioną zabawą było to, że znajdowałam Go na wysypisku śmieci, porzuconego. Brałam na ręce, przenosiłam na łóżko i karmiłam klockiem, który miał zastępować butelkę. Nie wiem skąd przyszła mi na myśl ta zabawa, ale podobała mi się :P Denisowi na to jak na lato, bo nic nie musiał robić,a ja już od dzieciaka robiłam rzeźbę i nabierałam mocy. :P

       Równie super (w Naszym mniemaniu) było skakanie, z prawie 2 metrowej szafy, na łóżko. To akurat wymyślił Denis, o ile dobrze pamiętam. Żeby było śmieszniej i trudniej, w trakcie skoku trzeba było wykonać obrót o 180 stopni. Ubzduraliśmy sobie, że jesteśmy diabłami tasmańskimi.

       Nastało wielkie święto, jak rodzice zamienili Nasze tapczany, na łóżka z materacami. Postanowiliśmy chyba, ze zostaniemy akrobatami i robiliśmy salta na środku pokoju, to w tył, to w przód. Od zawsze lubiłam takie zabawy, a w podstawówce, razem z najlepszymi koleżankami, przedstawiałyśmy na różnych apelach, czy dożynkach, piramidy i inne figury gimnastyczne :)
Pewnego pięknego razu, postanowiliśmy porobić sobie te salta. Niestety, coś mi nie wyszło i upadłam na plecy. Denis śmiał się jak głupi, a ja mimo, że miałam problem ze złapaniem oddechu, resztkami sił, odrzekłam ze łzami w oczach ,, Co się cieszysz debilu? '' . Zawsze znajdzie się jakieś kwieciste określenie osoby brata, czy siostry. My z Denisem byliśmy w tym mistrzami. Szczególnie On.

       Gdy się biliśmy to też na hardcora. Nie raz poleciała krew z wargi. Głównie Denisa. On ciągnął mnie za włosy. Odstawialiśmy konkretny wrestling ^^ Najgorsze, że Gówniarz, świetnie płakał na zawołanie. Nie raz to On zaczął, a ja miałam opierdziel, bo starsza i w ogóle.Ale co tu dużo gadać,  On też czasami, miał przeze mnie kłopoty ^^ Za dzieciaka, byłam niczym wyszkolony szpieg. Tata mówi, że mogliby mnie obdzierać ze skóry, a ja i tak kłamałam w żywe oczy. Któregoś dnia, widziałam, że tata kupił kamyczki. Nie pamiętam, czy mówił, że mamy ich nie brać, podczas ich nieobecności w domu, czy po prostu od tak to wiedziałam. W każdym razie, było pewne, że nie mam pozwolenia by je jeść bez pytania. Nie licząc tego, że były schowane wysoko w szafce( To akurat nie był dla mnie żaden problem. Zawsze lubiłam się wspinać  i wchodzić na szafki i drzewa). Rodzice pojechali na chwile do cioci, a ja od razu krzesełko i hop na szafeczkę. Po chwili poszukiwań, znalazłam pyszne słodkości. Zeszłam na dół i schowałam się szafką i zaczęłam je jeść. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba podzieliłam się z Denisem, który nic nie wiedział o moim ,,skoku'' na szafkę ^^ Niestety miałam tego pecha, że cioci nie było i zostałam złapana na gorącym uczynku,a w sumie na tym,że coś kombinuję, bo to co miałam w ręce, wysypałam za szafkę ( mogło się udać :( ). Mama wiedziała, że coś ukrywam i zajrzała za szafkę...a tam rozsypane kamyczki. Rozpoczęło się przesłuchanie,czy Denis też się brał udział, w tym ,,małym wykroczeniu''. Powiedział, że nie, a ja się bałam i Go wkopałam, że tak ( niedobra Ja :( . Tata Mu  powiedział, że jak się nie przyzna to dostanie lanie. Biedak ryczy i się zarzeka, że nie, ale w końcu zwątpił i powiedział, że tak. Przesłuchanie zostało zakończone. Oboje winni. ^^ Szkoda Denisa, tak Go chamsko wrobiłam :(

        Innym razem, odwaliłam jeszcze lepszy numer. Wiedziałam, że na szafce, leży schowany gaz łzawiący, jednak mimo, dość oczywistej nazwy, nie spodziewałam się skutków  jego użycia. Wpadłam na genialny plan żeby psiknąć nim  i ,,powąchać jak pachnie '' :O To nie był dobry pomysł. Za pierwszym razem tylko delikatnie kliknęłam, wącham...prawie nic nie czuć. Mówię do Denisa, spróbuję jeszcze raz. Jak napsikałam to cała kuchnia i korytarz tak śmierdziały, że aż się dusiliśmy. Od razu wszystkie okna na oścież, Denis pryska odświeżaczem powietrza, a ja macham drzwiami, patrząc co chwila, czy przypadkiem nie wpada mysz. Biegaliśmy z poduszkami i kocami, machając jak świry, żeby pozbyć się tego ,,drapania'' w gardle. Rodzice byli w pracy i mieli wrócić około 21,bo wybrali się jeszcze na zakupy. Tak też się stało. Przez pół dnia, machania i wietrzenia i tak nie udało się do końca usunąć dowodów zbrodni ^^ Mama tylko jak weszła do domu, od razu poczuła drapanie. Nie mogę sobie przypomnieć co Jej powiedzieliśmy, ale chyba, że tylko raz leciutko psiknęłam żeby zobaczyć jak pachnie ten gaz. :P Śmiali się, że jak zwykle mamy głupie pomysły i nie mamy tego nigdy więcej używać. Dobrze, że nie czuli tego smrodu od początku :O

      Teraz, żeby nie było, że to tylko ja zawsze broiłam, przedstawiam chytry plan Denisa. Biegaliśmy z sąsiadami po podwórku i się wygłupialiśmy. W pewnym momencie, postanowiłam, że przebiegnę sobie przez leżącą na ziemi, linkę, która była przytwierdzona do dwóch słupków. Niestety, Denis uznał, że to świetna okazja do kawału i pociągnął linkę, idealnie w momencie, gdy się nad nią znalazłam. Potknęłam się i  zaryłam nosem w piach. Zaczęłam wyć, jakby mi ten nos urwało. Pobiegłam do domu i mama się mną zajęła. Co ciekawe. Od tamtego momentu, coś mi się przesunęło i jednej strony jest dłuższy ^^  Hahaha :D (Dzięki Denis ;* :O ).

      Mieliśmy  jeszcze wiele przygód. Zamknęłam Go w łóżku i zapadła się płyta, którą potem ze łzami w oczach, kleiliśmy klejem do drewna. Wyszło Nam to bardzo profesjonalnie, bo mama się nie skapnęła :> Denis był mistrzem w grzebaniu po szufladach, a jedna była tak beznadziejna, że się urywała. Oczywiście tę sobie upodobał najbardziej. Tragedia...Ile razy rozsypał ziemię z kwiatów. Raz postanowił, że zrobi sałatkę z bananów i zaczął go ciąć w powietrzu. Trochę nie wymierzył i uderzył w kciuka. Krew tak się lała, że myślałam, że padnę na zawał. Szybko złapałam Go za tego palca i pobiegliśmy do wanny, żeby go polać zimną wodą. Ściany były tak pochlapanie krwią, jak po jakiejś rzezi. Makabra. Poleciałam do sąsiadów, telefon do rodziców i chwilę później, mama opatrywała Mu ranę. Na deser, mały incydent jak postanowiłam wsadzić nogi do pralki, a potem nie mogłam z niej wyjść. Denis mnie wyciągał. Hahaha. Albo jak jechaliśmy na jednym rowerze i pękła opona. Piękne czasy...

      To głównie śmieszne wspomnienia, ale było też kilka przykrych sytuacji, w których mogliśmy na Siebie liczyć. Zawsze stawałam w Jego obronie. Nie raz biłam się ze starszymi chłopakami. Mój brat jest dla mnie wszystkim i chociaż, wciąż się wyzywamy i kłócimy, to mamy tylko siebie i oddałabym za Niego życie. Właśnie dlatego cieszę się, że nie jestem jedynaczką. Bo na dobre i złe mam kogoś pewnego. Znającego mnie jak nikt inny.Mimo sprzeczek, nadal potrafimy się dogadać i to jest piękne.:> Wydawanie się nawzajem, jakieś chore szantaże, ale i skrywane tajemnice, tworzą więź nieporównywalną do niczego innego. Nic mnie tak nie motywowało do działania, jak uszczypliwe słowa Denisa. Zawsze chciałam Mu pokazać, że potrafię. Nie wiem dlaczego. Tak po prostu było i będzie, bo jest dla mnie kimś bardzo ważnym.

        Niejednokrotnie słyszałam o sytuacjach, w których rodzeństwo żyje tak jakby ,,obok siebie''. Żadnej więzi, tematów do rozmów.To okropnie przykre. Bo nie sztuką jest żyć w super relacjach, gdy ciągle dobrze się układa. Trzeba umieć wybaczać pewne sprawy, dojrzeć do okazywania szacunku. Nam nie zawsze to wychodzi, ale próbujemy.

        Wam też tego życzę. Próbujcie. Bo rodzeństwo jakie nie było, jest Wasze.  Warto pielęgnować te relacje.










OFFICIAL Somewhere over the Rainbow - Israel "IZ" Kamakawiwoʻole

wtorek, 14 marca 2017

Wiele zdjęć, wiele wspomnień ::)

Witajcie !

      Dzisiejszy post będzie zawierał wycinki moich najpiękniejszych wspomnień(oczywiście nie wszystkich)  w postaci zdjęć. Miałam dziś ochotę przyjrzeć się im po raz kolejny i chciałabym żebyście mogli poczuć magię tamtych chwil razem ze mną. Te zdjęcia to głównie moje portrety jak również, fotografie z przyjaciółmi :)






































Życzę każdemu by odrywał radość chwil ! Kiedy myślę o tym , że spotyka mnie coś przykrego, wspominam te dobre, lepsze czasy :P  Bawcie się, czujcie, płaczcie, śmiejcie się, żyjcie ! <3


Dobrej nocy :)

Harry Potter - fikcyjna magia, czy coś więcej ?

Cześć i czołem !               Dzisiejszy post będzie dotyczył mojej wieloletniej miłości - Harrego Pottera. Swoją przygodę z tą niezwykł...