Dzisiejszy post jest dla mnie niezwykle ważny.Będzie dotyczył on mojej wiary.Nigdy się jej nie wstydziłam, bo jest moją siłą. Wierzę, a to czyni moje życie bardziej wartościowym. Każda z chwil mego życia taka jest. W każdym źle, które mnie spotyka dopatruję się dobra.Mam w sobie nadzieję. Choć miewam chwile zwątpienia, ciągle wracam myślami do momentów w których czułam szczególną obecność Boga i Jego łaskę. Jestem ufnym człowiekiem i być może dlatego tak łatwo Mu zaufałam. Nawet w najgorszych problemach, wierzyłam, że wszystko się ułoży. Wierzyłam i miałam nadzieję. Tych problemów już nie ma. Wiem, że jeszcze nie raz, spotka mnie coś przykrego, ale się tego nie boję, bo nie jestem sama, poradzę sobie. :)
Wiara ma naprawdę wielką moc. Dodaje mi pewności siebie,czuję,że jest ktoś kto mnie kocha, kto nade mną czuwa. Wcale nie potrzebuję fizycznej postaci, to by było zbyt proste. W wierze chodzi właśnie o trudy, o przeszkody, o tę ufność, która pozwala Nam przez to przejść. Co to by była za wiara, gdyby wszystko było takie oczywiste ? Nie sztuką jest wierzyć w coś co jest powszechnie znane, przez każdego rozumiane i widziane, wierzyć to przywilej dla nielicznych. To umieć odnaleźć znaki i sygnały niewidoczne dla innych. Nigdy nie próbowałam nikogo przekonać do wiary i nie będę tego robić. Sądzę, że wiara to kwestia dojrzałości i duchowej gotowości. Albo się ,,to'' czuje albo nie. Nic na siłę.
Wiara ubogaca moje życie, sprawia, że niejednokrotnie rezygnuję z pewnych rzeczy, wiedząc, że są złe. To świetny sposób na ćwiczenie samokontroli. Nawet, gdy ktoś mnie rani, próbuję tej osobie wybaczyć. Nie pozwolę się więcej źle traktować, ale staram się nie chować urazy. To nigdy nie prowadzi do niczego dobrego.
Chciałabym powiedzieć wszystkim tym, którzy kiedykolwiek mnie zranili, że już mnie to nie boli. Wiem, że ranią ludzie słabi, tacy którzy nie do końca potrafią zapanować nad swoimi instynktami, słowami, przez co wyładowują swoją frustrację na innych albo po prostu wyczuwają zbyt dobre serce w drugiej osobie i nadużywają tej dobroci. To koniec. Nigdy więcej nie dam się nikomu wykorzystać. Wierzyć w Boga to zarazem wierzyć w siebie. To umiejętność szanowania swojej osoby, a gdy szanujemy siebie to łatwiej Nam szanować innych. Życie każdego z Nas,to ciągła wędrówka ku samodoskonaleniu. Spróbujmy zacząć od siebie, a nie krytykować wszystkich w koło. Trzeba zrozumieć jedną rzecz, życie jest nasze, tylko jedno, nikt go za Nas nie przeżyje. Nikomu nie wolno, więc w nie ingerować.
Ktoś może pomyśleć, że jestem jakaś nawiedzona, co ja w ogóle bredzę. Ja doskonale wiem, co mówię, wiem czego chcę, od życia, od ludzi. Mam jasno określone cele. Niech głupio będzie ludziom, którzy nie potrafią kontrolować swojego życia, a próbują wpłynąć na życie innych.
Dzisiejsza refleksja nasunęła mi się w związku z ważnym dla mnie dniem. Bardzo chciałam iść na bal magisterski. Już na pierwszym roku oglądałam zdjęcia, starszych roczników i wiedziałam, że chcę coś takiego przeżyć. Było podane kilka terminów balu, w tym dni w trakcie Wielkiego Postu. Jako osoba wierząca, od razu spostrzegłam ten fakt, w przeciwieństwie do niektórych. Zasugerowałam, że może warto zwrócić na to uwagę i rozważyć terminy, poza Postem. Niestety, argument odnośnie tego, że dzięki wcześniejszemu balowi, będzie można szybciej pojechać do domu, przed weekendem majowym, rozłożył mnie na łopatki. Serio, ludzie, jesteście takimi egoistami? Rozumiem, nie każdy wierzy, inni traktują wiarę wybiórczo ( prezentami ze Świąt każdy się chwali, a jak trzeba dać coś od siebie i czegoś się wyrzec, to nie ma chętnych), ale prawda jest taka, że w zasadzie już na starcie, moje stanowisko, było spisane na straty. Nie ukrywam, że było mi okropnie przykro.Nie dlatego, że nie przyjęto terminu po Świętach, tylko dlatego, że wiara już praktycznie nie liczy się dla młodych ludzi. Prawie wszyscy, chodzą ,,w domu'' do kościoła razem z rodziną, a w Szczytnie kompletnie się zatracają. To trochę taka hipokryzja, ale nie mi to oceniać.Wiem, że były też osoby, który nie czuły, tej umiejętności siły przebicia. Przystały na wybrany termin, z wygody. Nie mam nikomu niczego za złe. Po prostu czułam ogromny smutek, bo musiałam wybrać pomiędzy własnymi przekonaniami, a po prostu dobrą zabawą. Początkowo zarzekałam się, że nie pójdę. Byłam tego pewna na 100 %. Tak czułam. Z czasem zaczęło się powątpiewanie. Zastanawiałam się, czy to kuszenie, czy po prostu mój rozum i serce, zaczęły odczuwać to pragnienie. Zupełnie samoistnie.
Wczoraj odbyłam bardzo wartościową rozmowę z moją przyjaciółką Elą. Uzmysłowiła mi, że nie mogę oszukiwać samej siebie. Dodała mi otuchy i pewności siebie, by zmierzyć się z dylematami, które mnie zadręczały. Porozmawiałam dziś z księdzem. Bardzo mądrym życiowo, trzeźwo myślącym ks. Piotrem. Jest to nie tylko ksiądz, ale przede wszystkim człowiek. Pozwolił mi zrozumieć, że Bóg chce aby podczas Postu, każdy dzień stawał się jeszcze lepszy. Żeby nabrał jakości. Nie był jałowy. Zaproponował, że jeśli zdecyduję się na bal, (wręcz powiedział, że uważa, że powinnam pójść), muszę wybrać jeden dzień i jakoś wyjątkowo poświęcić go Bogu. Poprzez szczególną modlitwę, wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych itp. Chodziło o to, by tak jakby zrekompensować Bogu i samej sobie, dzień balu, w trakcie którego idea Postu będzie zachwiana. Postanowiłam,że pójdę i mam nadzieję, że moja postawa, nie zniechęci nikogo, że nikt nie pomyśli, myślałem/am, że laska ma jaja, że potrafi wytrwać przy swoim,że może jednak ta wiara jest coś warta. Zastanówcie się jakim trzeba być silnym, by umieć obnażyć się ze swoich słabości, umieć o nich mówić.Co prawda z drżącym głosem i ze łzami w oczach,ale jednak...i wcale nie prosiłam o zapewnienie, że Bóg mi wybaczy...nie o to mi chodziło. Chciałam czuć, że mimo, że robię coś wbrew Jemu i trochę sobie, jestem w stanie to ,,odpracować''. Ktoś kto nie wierzy, nie ma pojęcia, przez co przechodziłam. Żal mi ludzi, którzy nie potrafią znaleźć w życiu czegoś naprawdę wyjątkowego, czegoś co kreuje Nasze życie.
Dziś życzę Wam przede wszystkim odwagi, ufności, dojrzałości i zrozumienia, że tak jak mówiłam, wiara to przywilej. Mamy możliwości, a z nich nie korzystamy. Kiedyś i dziś, ludzie ginęli i giną za wiarę. Za to by móc się modlić, chwalić swego Pana. Chciałabym abyście dokonywali słusznych wyborów. Żeby Wasze czyny nie raniły innych ludzi, bo raniąc bliźniego,ranimy też swoje serce i serce Pana Boga.
Na zakończenie dodam jeszcze, że dla mnie to oczywistość, że to co w życiu mam zawdzięczam Bogu. Tego będę się trzymać. Dziękuję Mu jak najczęściej mogę, za bliskie mi osoby. Bo modlitwa za kogoś ma jeszcze większą moc. Życzę Wam, żeby się za Was modlono, bo to by oznaczało, że dla kogoś jesteście naprawdę wyjątkowi, a przecież o to, w życiu chodzi.Być wyjątkowym, kochanym i dawać to samo. Postarajcie się mnie nie oceniać, spróbujcie zrozumieć.
Dobranoc
Tutaj moja ulubiona pieśń, która potrafi mnie uspokoić, nawet w największych nerwach i ukoić w smutku.
Nic nie musisz mówi nic...
A to mój prezent od Tatusia :) |