sobota, 29 kwietnia 2017

Do czego NIESZCZĘŚLIWA MIŁOŚĆ jest Nam potrzebna ?

Witajcie!

      Pewnie zadajecie sobie pytanie, jak nieszczęśliwa miłość może być do czegokolwiek potrzebna? Przecież coś potrzebnego, to raczej  coś pozytywnego, a tu jak sama nazwa wskazuje, nieszczęśliwa - to mnóstwo negatywnych odczuć.

     Otóż, moim zdaniem, przeżywanie takiego uczucia i trwanie w tym stanie, uczy Nas wielu dobrych rzeczy, zatem jest potrzebne.Jak to wygląda w praktyce ?

       Młoda dziewczyna, gimnazjalistka. Zakochuje się po raz pierwszy. To raczej miłość platoniczna. Iluzja prawdziwych uczuć i realnej rzeczywistości. To stan niewiedzy, domysłów i zbędnych niedopowiedzeń. Mimo, że odwaga sprzyja pytaniu wprost, odpowiedzi nie są zadowalające. Często niekompletne, niejasne. Wie, że kocha, bo na Jego widok serce bije szybciej, krew pulsuje tak intensywnie jak nigdy dotąd i sama nie wie, co ze sobą począć. Jest zagubiona, nie gotowa na taki wulkan odczuć. Cierpi, dojrzewa, zaczyna powoli rozumieć, że przecież nie warto. Będzie lepiej...Podobno...3 lata mijają szybciej niż się spodziewała.

      Początek  studiów. Nowe życie. Zmiana sposobu myślenia, ubioru, życiowych celów, towarzystwa i kolejny stopień do dojrzałości. Nowy obiekt westchnień na horyzoncie. Walka o szacunek, zrozumienie i uczucie. Kolejna seria domysłów, odwaga nieco się zatraca, nabiera ostrożności, dystansu. Nie chce pokazać jak bardzo Jej zależy bo przecież, takie obnażanie duszy, źle się dla Niej skończyło. Czeka, ma nadzieję, łudzi się, a miłości nie ma.Mijają wakacje...Dają sobie szansę. Serce znowu zaczyna bić szybciej, twarz nabiera rumieńców,  Ona czuje się szczęśliwa jak nigdy do tej pory. Postanawia cieszyć się chwilą, na nic się nie nastawiać. Poniekąd udaje Jej się to. Zaznaje odrobiny ciepła o której zawsze marzyła. Pierwszy raz wprost mówi kocham i jąka się jak małe dziecko, bo jest tak bardzo przejęta. Tak wiele to dla Niej znaczy. Znowu ma nadzieję. Próbuje trzymać dystans,ale coraz gorzej Jej to wychodzi. Zaczyna wyczuwać obojętność, tak bardzo bolesną. Gra w otwarte karty. Dowiaduje się, że to wszystko nie tak. Ona się nie liczy bo gdzie indziej jest Inna...
Nie załamuje się.. Gdy łza próbuje napływać do oczu, podnosi głowę ku górze i mówi sobie : ,,bądź silna''...i jest. Ćwiczy zawzięcie, biega, dba o siebie. Odkrywa swoją kobiecość na nowo. Nie jest już tak naiwna. Nabiera rezerwy. Trzyma dystans. Wie już, że zaufanie to mit. Nie wierzy, że będzie umiała znowu poczuć, co to znaczy. Wychodzi z tej sytuacji z godnością. Bez scen żalu i złości...Serce pęka w pół...Mijają 2 lata.

      Niewiele zostało do końca studiów.Analizuje zdobyte doświadczenia.Wciąż sama, myśli co poszło nie tak. Spotyka kogoś nowego. Poznaje Go, ulega głębokiemu zauroczeniu. Z roześmianą buzią słucha głupkowatych historii i serce jej mięknie na widok uśmiechu satysfakcji na jego twarzy. W tańcu wirują jakby nic innego się nie liczyło, a parkiet był czymś w rodzaju odrębnego wszechświata...Splecione ręce, przewodzą ciepło, które płynie z serca. Jaka szkoda,że Jego czoło na Jej barku, nie jest w stanie przenieść myśli skrytych gdzieś głęboko w otchłani umysłu. Raczej wiele się nie doszuka, bo tutaj, to  zawartość spodni, podejmuje, jakże głupie decyzje. Zaczyna rozumieć, że związek w dzisiejszych czasach to farsa. Tak niewielu potrafi, traktować z szacunkiem swoją drugą połówkę. Wygoda i tchórzostwo zwyciężają z pragnieniem szczęścia. Alkohol to talizman, bez, którego dobra zabawa nie ma prawa mieć miejsca. Sumienie to wymysł filozofów albo istnieją specjalne siatki zakładane na duszę i wtedy nie boli.Coś w tym musi być, skoro da się tak żyć. Beztrosko, bez cienia wstydu i ani krzty empatii...Fizyczność góruje nad duchowością. Wnętrze się liczy, ale tylko to poniżej pasa. Cóż począć? Walczy sama z sobą i oszukuje się stale, że to tylko Jej wymysł, a serce wciąż przyspiesza...Śni o nierealnym świecie, a zarazem schodzi na ziemię, zraniona kolejnym przejawem obojętności. Wie, że znowu nie ma na nic wpływu, choć się stara i próbuje. Mijają  chwile...Teraz trwa.

       Nieszczęśliwa miłość jest potrzebna, do dostrzeżenia popełnianych błędów, do rozróżnienia odczuć, a przede wszystkim do strzeżenia swojej godności i honoru.Trzeba wiedzieć, co można, a czego nie... Uczy jak okrutni potrafią być ludzie, jak nie warto  być ,,za dobrym'' bo ktoś inny to wykorzysta. Kiedy już trafimy na tę prawdziwą miłość, będziemy wiedzieć, że jest wyjątkowa. Nie musimy się wówczas zastanawiać, czy można kochać inaczej, czy da się czuć w inny sposób ? Mamy porównanie i doceniamy czas spędzony z ukochaną osobą. Widzimy jak wielu ludzi jest samotnych i cierpi z tego powodu.

      Mam prośbę. Szanujcie ukochane osoby i swoją obecnością dziękujcie im za każde chwile przeżyte  razem. Gdzieś jest ktoś, kto chciałby zająć Wasze miejsce.Cieszcie się,więc ze szczęścia jakie Was spotkało...a gdy nie jesteście szczęśliwi to skończcie to udawanie i oszukiwanie samych siebie. To Wasze życie...Nie rezygnujcie z radości, dla pochlebnej opinii społeczeństwa....Bo to Was boli w sercu, nie ich. Zrozumcie...nie jest szkodą, rozstać się z kimś, gdy się nie układa, prawdziwa szkoda, to udawać, że wszytko jest dobrze i żyć po swojemu , bez względu na czyjeś uczucia.

Miłego wieczoru :)

Klasyk na ukojenie myśli...

Whitney Houston - I Will Always Love You




sobota, 22 kwietnia 2017

STOP zatracaniu się ,,dziecka w dziecku'' !

Witajcie !

     Tym razem, chciałabym wypowiedzieć się, na temat : wpływu internetu , podążania za modą,braku zainteresowania dzieckiem ze strony rodziców,  czy  sugerowaniem się opinią innych, na zatracanie się przeżywania uroków dzieciństwa w dzisiejszych czasach. Wiem, temat dość oklepany, ale wciąż ,,na fali''.

     Nie ukrywam...trochę mnie to wszystko trapi. Dlaczego dzieci stale się nudzą i ,,zabijają czas'' facebook'iem, bądź innymi portalami ? Po co, rodzina kupuje im super nowoczesne tablety, czy telefony? Szpan i to co ludzie powiedzą są ważniejsze niż rozwój dziecka ? Serio? Kurde.Tak nie może być. To oczywiste, że zawsze ktoś będzie miał więcej lub mniej, gorsze, czy lepsze.Jakoś specjalnie bym się tym nie sugerowała.Grunt to wyjaśnić dziecku, że rzeczy materialne, to nie jest priorytet, a nie za wszelką cenę dążyć do tego, by spełniać co raz to nowe zachcianki. Takie gadżety sprawiają radość na chwilę i potem znowu jest pustka. Rozumiem, że rodzice chcą dobra dziecka, zależy im na tym, by nie było szykanowane,czy czuło się gorsze, ale nie tędy droga.

    Będąc w wieku szkolnym, miałam wiele pasji. Lubiłam rysować, śpiewać, tańczyć, grać na flecie, występować jako aktorka, czytać książki, rozwijać się pod kątem gimnastyki i oczywiście uprawiać wszelkie formy sportu. Co robiłam by móc się realizować? Rysowałam w domu, a w szkole uczęszczałam na zajęcia malowania farbami do okien i przynosiłam mamie coraz to nowe bazgrołki. W kwestii muzycznej, uczęszczałam na koło, na których ze świetną P. Surmą, szlifowałam grę na flecie i doskonaliłam umiejętności wokalne. Co do tańca, akurat w tej dziedzinie, mogłam liczyć na moje koleżanki (podzielałyśmy pasje), na  MTV i swoją inwencję twórczą. Nie raz,przygotowywałyśmy układy taneczne, bądź taneczno-gimnastyczne, na różnego rodzaju apele, dożynki, czy festyny. Jeśli chodzi  o sport, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że mój ,,Pan od wf-u'', doskonale radził sobie z zachęcaniem do jego uprawiania. Prowadził sks-y na których można było pograć w różne gry zespołowe. Organizował liczne zawody i motywował do zdrowej rywalizacji, chociażby w trakcie zaliczeń w ramach zajęć. Co ciekawe, świetnie nadzorował, również występy artystyczne moje i moich koleżanek, które opierały się na prezentacji wszelkiego rodzaju tzw. piramid, czyli figur gimnastycznych, polegających na współpracy dwóch lub kilku osób, które tworzyły piętrowe wariacje. Wchodziłyśmy sobie na barki, stawałyśmy na rękach , na głowie, robiłyśmy mostek. Nie było strachu, że ,,coś się stanie''. Liczyła się zabawa i możliwość samorealizacji. Uwielbiałam przesiadywać w bibliotece. Nie byłam typem kujona, raczej niepoprawnej marzycielki. Lubiłam uciekać od codzienności, zatracając się w w świecie wyobraźni. Może się to wydać dość nietypowe, ale najbardziej wyszukiwałam książek o duchach, zombie, wampirach i innych jak na tamte czasy, strasznych opowieściach. Do teraz pozostała mi sympatia do tego typu tematyki. Uwielbiam dreszczyk emocji i często oglądam thrillery i horrory.Oprócz strasznych  utworów, żyłam w świecie magii i Harrego Pottera. Niektóre części, czytałam po dwa razy,bo nie mogłam się doczekać kolejnej, a nie chciałam ,,stracić wątku''. Hahahaha. To były czasy. Czytanie książki, która miała po kilkaset stron, w kilka dni. Starałam się czytać jak najwolniej, żeby móc się cieszyć książką możliwie najdłużej jak się da :) Do tego ,,Opowieści z Narnii'' <3 Czytałam też wszystkie lektury i każdą inną książkę, którą miałam pod ręką. Pewnego razu, któraś z gazet, bodajże Gazeta Wyborcza, jako dodatek do czasopisma, dołączała różnego rodzaju książki. W większości były to lektury dla dzieci. Tak się cieszyłam ,jak dostałam coraz to kolejny egzemplarz. Tata doskonale się spisał w tej kwestii :) W sumie moja pasja do czytania, ciągnęła się aż do liceum. Tam będąc w klasie humanistycznej, musząc czytać po kilka książek tygodniowo, straciłam do tego zapał i jakiekolwiek chęci. Teraz czytałam bardzo mało, ale mam zamiar wrócić do swoich norm ,,z dzieciaka'' ,czyli przynajmniej te dwie książki w miesiącu. Tak się złożyło, że na tegoroczne urodziny, dostałam od cioci i wujka książkę ,,Lampiony'' K. Bondy. Chyba będzie pierwszą, która rozpocznie wspaniałą serię :)

     To tyle w kwestii moich pasji z dzieciństwa. Najważniejsza wtedy była dziecięca radość i chęć zabawy. Komunikacja, mimo tego, że telefonów, zaczęliśmy używać mniej więcej od 4-5 klasy, była na wysokim poziomie. Nie trudno było się znaleźć. Bawiliśmy się w dwóch, trzech miejscach całą gromadą, więc wystarczyło sprawdzić te miejscówki i voila ! Jak mama wołała na obiad, to niosło się echem po całej wsi. ( Taką mamy świetną akustykę w Cetyniu).

     Chciałabym skierować apel, do Was, Drodzy Rodzice ! Przynajmniej starajcie się zaszczepić pasje w swoich dzieciach. Nauczcie ich szacunku do ludzi, rzeczy, tak żeby doceniały co mają, a nie ciągle chciały więcej. Serio...gdy byłam dzieciakiem nie dostawałam super drogich prezentów. Teraz dzieci dostają mega kosztowne gry na playstation ,czy coś tam, ja cieszyłam się z gier z gazet za 10, czy 20 zł i było super. Doceniałam to. Głupie gumki do włosów, czy pióro kulkowe dawało mnóstwo radochy.

     Jeśli Was na coś nie stać, to nie stawajcie na rzęsach, bo dziecko ma jakieś ,,widzismisie.'' Co innego, gdy rzecz, ta była by dla dziecka na prawdę ważna i widać, że doceniło by tego wartość. W takiej sytuacji, warto się poświęcić i czegoś sobie odmówić. Ważne jednak, by nie przyzwyczajać dziecka i nie pozwalać oswajać mu się z myślą, że ,,wszystko się należy''. Mi rodzice od zawsze powtarzali, że muszę zasłużyć na różne przyjemności. Nie do końca powinno tak być, jednak nie ukrywam, że pewnie w jakimś stopniu, dzięki temu wiem, co oznacza starać się o coś, umiem dostrzec ,,ważność'' pewnych rzeczy , czy zdarzeń. Proszę Was, kupcie dziecku książkę, nie grę. Książki oprócz tego, że rozwijają wyobraźnię, wpływają też na ubogacenie słownictwa. To świetny sposób na obycie się z nim ,a tym samym, na naukę ich poprawności, a co za tym idzie, popełnianiem mniejszej ilości błędów :) Same plusy. :> 

      Nie zapomnę też, jak kilka razy prosiłam mamę żeby układała ze mną klocki. Ciągle mówiła, że nie ma czasu. (Za to często mi czytała, zanim sama się nauczyłam. Dzięki Mamusiu :* ) Pewnego razu przyjechała do Nas ciocia, siostra mamy i zbudowała ze mną zamek. Miałam 5 lat, a pamiętam jakby to było wczoraj. Nie pozwólcie, by Wasze dzieci, musiały ,,wychowywać'' się same. Poświęćcie im możliwie jak najwięcej uwagi. Prezenty nie zapewnią miłości i prawdziwej, niegasnącej radości. Dzieci na serio starają się zapamiętać, jak najwięcej radosnych chwil. Ten moment, gdy pomagałaś odrobić mu lekcje bo sam nie dawał rady, chwilę, gdy ciągnąłeś sanki, a ona spadła w śnieg, była cała mokra i cieszyła się jak nigdy dotąd. Coś co w Waszym mniemaniu, może być tylko ulotną chwilą i detalem, w pamięci dziecka, czasem nieco wyidealizowane, przenosi się do serca i w nim zostaje. Kochajmy swoje dzieci, nie słowami, lecz czynami. Doceniajcie pociechy, bo są często mądrzejsze, niż się Nam wydaje. Tak wiele potrafią zrozumieć, po swojemu, a jednak prosto i życiowo. Chrońmy dziecięcą szczerość, empatię i radość z ,,małych rzeczy''. Niech się nie zatracają w świecie dorosłych, do którego stale są wciągane...

    Szczególnie odradzam robienie miliona zdjęć, pozowania, ubierania dziecka jak dorosłego. Z brudną buzią i podartymi spodniami na kolanach też jest cudne, a przede wszystkim, radosne :)







Troszkę mojej roześmianej mordki z czasów dzieciństwa :) Tak na poprawę humorku :)

Dużo radości i cierpliwości ! Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale na pewno warto ! :)

środa, 19 kwietnia 2017

Axotret ? Nie polecam !

Witajcie !

       W dzisiejszym poście, chciałabym poruszyć tematykę problemów z cerą. Używałam wielu specyfików od maści cynkowych po te ze sterydami i innymi cudami. Punktem kulminacyjnym była decyzja o podjęciu kuracji lekiem o nazwie AXOTRET.

Podstawowe informacje
Składizotretinoina
Postaćkapsułki
KategoriaDermatologia
SpecjalnościDermatologia i wenerologia
Działaniezmniejsza rogowacenie
zmniejsza aktywność gruczołów łojowych
pobudza odnowę komórek naskórka
Zamów w doz.plAxotret, 10 mg, kapsułki miękkie, 30 szt
Axotret, 20 mg, kapsułki miękkie, 30 szt
Axotret, 20 mg, kapsułki miękkie, 60 szt
      Leki tego typu bardzo silnie oddziałują na organizm. Zaleca się, stosować go w okresie jesiennym, ze względu na brak słońca, które negatywnie wpływa na przebieg kuracji. Swoją ,,przygodę'' z tym lekiem, rozpoczęłam w październiku 2016 roku, a zakończyłam w kwietniu tego samego roku. 7 miesięcy nieprzyjemności. Początkowo, gdy dawka wynosiła tylko 10 mg ( dawkę ustala się na podstawie wieku i wagi pacjenta), głównym efektem ubocznym, była okropnie spierzchnięta skóra. Usta bardzo piekły, non stop musiałam ścierać naskórek szczoteczką do zębów i stale nawilżać. Przez kilka dni, czułam też, że skóra na głowie jest bardzo napięta i nieco swędziała Okropne uczucie. Do tego dochodziły suche dłonie.To tyle z takich wizualnych aspektów. 

     Dawka zwiększała się do 20 mg, a później do 30 mg. Najgorsze były bóle mięśni i stawów. Wiem, że sama jestem sobie winna, bo ćwiczyłam dość sporo, a na ulotce wyraźnie napisano, aby ograniczyć wysiłek fizyczny. Tak, czy siak...Miałam cały czas poczucie, że męczą mnie zakwasy. Do tego potworny ból kręgosłupa i niekiedy wzrost ciśnienia, nie wiem czego, ale miałam wrażenie, że rozsadzi mi przednie zęby. Stale podniesiony puls, szybciej się męczyłam i bardziej pociłam. Ponadto...jeden z najgorszych efektów ubocznych - wahania nastroju. Nigdy nie miewałam czegoś takiego, ani przed okresem, ani nigdy indziej. To zjawisko było bardzo dołujące. Potrafiłam bawić się na imprezie i nagle zaczynało mi się chcieć płakać. Tak bez powodu. Miałam duże problemy z koncentracją. Nie potrafiłam się na niczym skupić. To było chyba najgorsze 7 miesięcy w moim życiu. Nie powiem...efekty były widoczne, ale gdy patrzę teraz na swoją skórę, na której pojawia się to samo, co przed rozpoczęciem kuracji, zdecydowanie odradzam stosowanie tego leku. A...najważniejsze...lek ten, może powodować myśli samobójcze...muszę przyznać, że i mnie wprowadzał czasem w stan, niechęci robienia czegokolwiek, takiego poczucia nicości i bezsensu życia. Nie chciałam się zabić, ale nie czułam potrzeby by żyć. Jakaś tragedia. Oprócz tego wszystkiego, dowiedziałam się od mamy, która pracuje jako pielęgniarka, że zażywanie tego leku, osłabia błonę w jelitach i można powiedzieć, że tak jakby ,,psują się '' od środka. Nie do końca wiem o co dokładnie chodzi, ale o tym fakcie, mama dowiedziała się od lekarza, który przeprowadzał zabieg kolonoskopii, dziewczynie, która przebyła tę kurację co ja. Ponoć stan jelit i ich zapach jest trudny do usunięcia go z pamięci :( 

     Efekt kuracji, tj. mniej widoczne blizny i przebarwienia, promienna i napięta skóra,  brak pojawiających się nowych niedoskonałości, utrzymywał się około 7 miesięcy. Później stan mojej skóry stopniowo się pogarszał. Pierwszym objawem był powrót ,,strefy T'' tj. :czoło, nos, broda, a 


później, pojawiało się coraz więcej niedoskonałości, rozszerzyły się pory, cera straciła blask, czyli ogólnie rzecz ujmując, wróciłam do punktu wyjścia. 

    Prawdę mówiąc, nie wiem już co mam robić, wszystko na mojej skórze źle się goi, mam bardzo głębokie blizny. Planowałam odkładać na lasery, a tu wszystko zaczęło się od nowa  i nie mogę robić takich zabiegów, dopóki skóra w pełni się nie wyleczy. Póki co, ratuję się od nowa pastą cynkową, płynem z propolisem na bazie alkoholu, który zasusza krosty i maścią z propolisem, wpływającą na szybsze gojenie ran. Od czasu do czasu smaruję również twarz punktowo, maścią - Detreomycyna, która zawiera w sobie antybiotyk i ma działanie antybakteryjne. Zażywałam też tabletki drożdże z bratkiem. 

     Podsumowując, mimo tego, że okropnie czuję się ze swoją twarzą i dekoltem, z powodu tych brzydactw, które się na nich pojawiają, nie planuję wracać do tej kuracji. Zbyt wiele zdrowia mnie to kosztowało. Mam nadzieję, że za jakiś czas, moje problemy się skończą albo ktoś wymyśli bezpieczniejszy i skuteczniejszy sposób na pozbycie się tego cholerstwa. PS. Tabletki hormonalne również mi nie pomogły,ale to chyba akurat była kwestia złego dobrania.


Starajcie nie martwić swoimi skórnymi problemami. Wiem, że bywają dołujące, ale skoro nie można nic na to poradzić, to szkoda nerwów. 


 

   Buziaki ! :)

piątek, 14 kwietnia 2017

Jak to jest być singlem ?:)

Witajcie Kochani !

    Przepraszam, za długą przerwę od pisania. Nie ukrywam, że nie miałam weny. Jedząc popcorn, doznałam olśnienia i już wiem, o czym chcę dziś pisać. Zatem...jak to jest być singlem ?

     Bywają chwilę, że samotność okropnie doskwiera, robi się smutno i tracimy ochotę na cokolwiek , wmawiając sobie, że jesteśmy do niczego. Nie uogólniam. Wiem, że bywa różnie. Ja miewam takie nastroje. Szczególnie gdy  słyszę rozmowy współlokatorek ze swoimi facetami, jak idę miastem i widzę mnóstwo zakochanych par, no i oczywiście na fb, milion zaręczyn, ślubów i dzieciaczków.
Zastanawiam się wtedy, jak wyglądałoby moje życie, gdyby był w nim ktoś jeszcze. Moja miłość...

     Wyobrażam sobie spacery,  chodzenie z ręce, wspólne posiłki, spanie, czułości i czuję ten brak jeszcze bardziej.Zdaję sobie sprawę, że jest na świecie wielu szczęśliwych singli, jednak ja się do tego grona nie zaliczam. Sądzę, że wiele zależy od przyjętych priorytetów, życiowych celów. Będąc singlem można być naprawdę wyzwolonym. Nikt nie ogranicza, sami decydujemy o tym co jemy, gdzie spędzimy wieczór, z kim się spotkamy itd. Teoretycznie brzmi kusząco. Do tego dochodzi swoboda w wyrażaniu czułości, względem kogo chcemy. Niby można się spotykać tylko z jedną osobą, wiedząc,że ona również nie spotyka się z nikim innym,ale tak jak ,,ja'' nie jest gotowa na związek. Myślę,że to ryzykowne, bo komuś w końcu i tak zacznie zależeć. Mam świadomość, że niektórym osobom odpowiada taki tryb życia. Po prostu czerpią radość i korzyści, wcale nie potrzebują związku do pełni szczęścia. Nie wiem, czy im zazdrościć, czy współczuć...W sumie fajnie by było umieć, tak w 100% czerpać radość chwil,a nie wszystko analizować i kombinować. Przemyślałam to...sądzę, że podstawą jest to, by myśleć o sobie i nie przejmować się innymi. Grunt to postępować tak, by swoim zachowaniem nie ranić drugiej osoby, reszta to już detale.

    Zatem w moim mniemaniu, bycie singlem jest zwyczajnie do bani. Nie mam kogoś kto mógłby mnie wspierać, dzielić ze mną pasji, radości i smutków. Brakuje mi czułości, głupich żartów, rozmów o życiu, o planach na przyszłość. Wszystko  jest jakby trochę jałowe. Uwielbiam gotować, chciałabym móc robić jakieś pyszności swojemu partnerowi, śpiewać, robić masaż albo tańczyć całą noc.

    Jest we mnie jednak pewien problem. Bardzo długo jestem sama. Mam świra na punkcie ograniczania mojej swobody. Nie lubię, gdy się z kimś spotkam, a ten pyta kiedy kolejne spotkanie, z góry zakładając,że chcę, nie pytając mnie nawet o zdanie. Myślę, jednak, że w sumie dotyczy to chyba głównie osób, z którymi po prostu nie wyobrażam sobie dalszych spotkań. W odwrotnej sytuacji pewnie bym się cieszyła, że chęć spotkania jest obustronna. Mimo wszystko to  moja okropna wada. Niezależność. Głęboko zakorzeniona. Prawdę mówiąc boję się związków. Jestem nieufna, podejrzliwa, martwię się , że ktoś mnie skrzywdzi. Niepokoi mnie to jak zachowują się inne osoby i obawiam się, że i mnie ktoś tak potraktuje. Nie oznacza to jednak, że zamykam się na nowe znajomości. Po prostu jestem czujna i trzymam dystans. Nie oceniam innych, niech robią co chcą...ale trzeba przyznać...Otoczenie wywiera na mnie duży wpływ. Często jestem zdezorientowana, czy to co się dzieje, to prawda...czy oszukiwanie swoich partnerów, zdrady , brak szacunku, to już taka norma ? Jeśli tak, to zdecydowanie nie wpisuję się w tę normę. Całe szczęście :)

Może by tak wskazać wady i zalety bycia singlem. Tak żeby mieć w miarę jasny obraz tego, czy warto być samemu i ile radości bądź smutku, może dostarczyć  taki stan :D

Zalety bycia singlem :

*dużo wolnego czasu dla siebie i znajomych,
*swoboda w praktycznie każdym aspekcie swojego życia,
*całe łóżko dla Naaaas !
*gotujemy, jemy tylko to na co mamy ochotę :>
*bawimy się z kim chcemy :]
*możemy mieć mnóstwo koleżanek lub kolegów ^^
*nikt Nas nie kontroluje, nie sprawdza smsów lub messengera itp.
*to jest materialistyczne podejście, ale nie da się ukryć, że sama prawda : oszczędzamy pieniądze nie robiąc prezentów, nie wychodząc do restauracji ,kina. Myślę, że bardziej dotyka to facetów.
*nie musimy opowiadać mamie, a co tam u ,,X'', jak się czuje, gdzie studiuje, gdzie pracują Jego, Jej rodzice i ogólnie jesteśmy wolni od wszelkich przesłuchań ze strony rodziny w tej kwestii.
*nikt Nam nie zagląda do kieliszka, możemy pić ile chcemy ( czasem lepiej jak ktoś czuwa ^^ :) )
*możemy puszczać bąki, bekać i robić inne rzeczy, które robione w towarzystwie drugiej osoby, do pewnego czasu mogą wprawiać w zakłopotanie,
*nie musimy słuchać chrapania, bądź mówienia przez sen :)
*łatwiej realizować się zawodowo ( kwestia przenosin, miejsca zamieszkania itp. )


Wady bycia singlem : 
*nie możemy sprawić komuś radości, poprzez ugotowanie ulubionej potrawy, bądź zaproponowaniem formy spędzania wolnego czasu, szczególnie uwielbianej przez druga połówkę ,
*gdy idziemy na imprezę na której praktycznie nikogo nie znamy, nie ma gwarancji, że ktoś z Nami zagada, lub zatańczy. W towarzystwie partnera, to powinno być oczywiste.
*nie mamy osoby, która zawsze Nas wesprze, wysłucha. ( przyjaciel może to zrobić, ale w kwestii związku, wygląda to trochę inaczej)
*ciężko nam zasnąć ( gdy obok jest kochana osoba, jest bezpieczniej i milej, zaśnięcie wydaje się być łatwiejsze),
*w przypadku wesel, balów i innych podobnych zabaw, nie ma pewnej osoby,która Nam potowarzyszy i umili czas swoim towarzystwem,
*nie mamy z kim chodzić  na romantyczne spacery, czy trzymać za rękę,
*nie mamy szans na obchodzenie miesięcznic, rocznic itd.
*nie spędzimy romantycznego weekendu, czy wakacji w towarzystwie bliskiej osoby,
*nie możemy ustawić statusu na fejsiku  ,, w związku'' ( hahahah :) )
*nie mamy z kim dzielić swoich pasji,
*nie mamy osoby,która dobrze Nas zna i rozumie,
*kiedy jesteśmy singlami, możemy być postrzegani jako  potencjalne zagrożenie dla osób w związkach (ryzyko romansu, bo niby singiel nie ma nic do stracenia...oprócz godności.)
*ludzie mają Nas za ofiarę losu, myślą ,,co z Nią, Nim jest nie tak ? '' ,
*czujemy presję otoczenia i popadamy w złe nastroje,
*rodzina wypytuje o przyczyny braku partnera, kiedy wreszcie jakiś się pojawi...
*nie ma kto Nas ,,ogarnąć'', gdy ,,poniesie Nas melanż'',
*nie jest Nam dane mówić ,,kocham'' i widzieć tę miłość w oczach drugiej osoby,
*omija Nas ten szczególny rodzaj dotyku,

Marshmello - Ritual (feat. Wrabel) [Lyric Video]






Miłego wieczoru :)

sobota, 1 kwietnia 2017

Co daje mi CROSSFIT ?

Hej !


    Postanowiłam, że napiszę dziś o mojej nowej pasji, a mianowicie o Crossficie ^^ Jak do tej pory, byłam na trzech zajęciach, które odbywają się na terenie mojej uczelni, w czwartki o 16 :P

     Powiem szczerze, nigdy w życiu się tak nie męczyłam jak tam. Biegałam kiedyś po 16-20 km i to był pikuś. Na tych zajęciach walczę całą sobą. Wszystkie partie mięśniowe pracują bardzo intensywnie. Dźwigam ciężary, których na siłowni nie odważyłabym się podnieść. Nie wierzyłam do końca w swoje siły. Tam łamię swoje psychiczne i fizyczne bariery. Pot miesza się ze łzami, zagryzam wargi i chwytam łapczywie każdy dech. Nogi mi płoną, ręce odmawiają posłuszeństwa, kończy się seria i endorfiny dodają mocy na kolejną. Oprócz tego, mam szansę poznać ciekawych ludzi ,którzy również podzielają moje pasje.

      Od zawsze lubiłam gdy ktoś mnie nadzorował, nakrzyczał i mówił, że mam być twarda i spiąć się by brnąć do celu. Motywacja, a raczej jej brak, to ogromny problem. Prowadzący zajęcia, wiedzą jak zadziałać by chciało się walczyć. Teraz jest niesamowicie. Obrałam najprostszą drogę. Chcę być po prostu silna, pewna siebie i swojego ciała, dumna z każdego jego centymetra. Bardzo ciężko nad tym pracuję. To, że są efekty, dostarcza mi ogromnej radości. Mam świetne samopoczucie, czuję cudowne, błogie zmęczenie i myślę już o kolejnych treningach. Wiem, że jestem ,,nie do zajechania''. Będę walczyć, do utraty tchu. Nie oszukuję już samej siebie. Mówię, że coś zrobię i robię to na 100 %. Nic mi nie dodaje tyle seksapilu i pewności, co świadomość fizycznej siły  i psychicznej równowagi. Rosnę w siłę. O tak ! Moc płynie z Góry ! :)

Jak prawie zawsze, chcę Wam czegoś. Tym razem życzę, natchnienia, odnalezienia pasji, celu w życiu. To dodaje kopa.Wiedzieć co chce się robić, to ogromne szczęście. Do tego powinno się dążyć. Działajcie !


PS. Słuchajcie...ważyłam już 68 kg :O ! Dzięki treningom i w miarę racjonalnej diecie poszło 3 kg w dół ! Biegam już prawie jak gazela :> Jeszcze trochę :)






Harry Potter - fikcyjna magia, czy coś więcej ?

Cześć i czołem !               Dzisiejszy post będzie dotyczył mojej wieloletniej miłości - Harrego Pottera. Swoją przygodę z tą niezwykł...